sobota, 20 marca 2010

Ultras vs Piknik

W historycznym, pierwszym wpisie na moim blogu chciałbym poruszyć temat-rzekę i postawić pytanie „czy ultrasi są jeszcze komuś potrzebni?”. Od początku trzeba sobie jasno powiedzieć, że ze stadionu trzeba pozbyć się wszelakich odmian chamstwa, agresji czy zwyczajnej głupoty. Jednak rodzi się wątpliwość: dlaczego przez garstkę ludzi powiedzmy eufemistycznie mniej inteligentnych prawdziwi fanatycy mają odejść? Czyż dobrze wykonane pokazy spirotechniczne, doping przez całe 90 minut, wymalowane twarze kibiców czy okrzyki wsparcia w trudnych momentach nie są solą rywalizacji pomiędzy drużynami piłkarskimi? Obecnie większość popiera tzw. „piknikowanie”, czyli podziwianie zawodów praktycznie bez dopingu, od czasu do czasu coś pokrzykując, przy okazji wpychając do ust garście słonecznika. Oczywiście obraz jest lekko przejaskrawiony, ale na pewno „ciche” stadiony to nie jest to, o co chodzi. Ja osobiście nie krytykuje wspomnianych, mniej żywiołowo przeżywających mecze osób, zwanych również pejoratywnie „januszami” czy wspomnianymi wcześniej „piknikami”. Według mnie taki fan również powinien mieć swoje miejsce na stadionie, a klubowi przysłuży się kupując bilet, jednak nie może stawać przed dyktatem owych ludzi najczęściej popierających absolutne usunięcie tzw. ultrasów ze stadionów.

Oczywiście Polska nie jest krajem, w którym słowo „ultras” kojarzy się dobrze. Najczęściej w naszej pięknej Ojczyźnie przedstawicielami tej wersji kibiców są agresywni, pozbawieni kultury i honoru osobnicy, których nawet ciężko nazywać ludźmi. Na stadionie nieustające przyśpiewki skierowane przeciwko rywalom, PZPN, czy ogólnie „złemu światu, który sprzysiągł się przeciwko nam”. Również uważanie się za lepszych od „pikników” jest żałosne, nazywania się „jedynymi, prawdziwymi” nie można skwitować inaczej niż politowaniem. Takowych przedstawicieli gatunku homo sapiens sapiens powinno się wyplenić ze stadionów, jednak nie można zabraniać normalnym ludziom wnosić race czy flagi! Mamy monitorig, władze klubów z łatwością mogłyby znaleźć tych, którzy odpowiadają za taką, a nie inną opinię o ultrasach. Oczywiście wymagałoby to tego minimalnego nakładu sił, dlatego prezesi wolą wydać łatwiejsze zakazy, nakazy i rozporządzenia, w końcu żyjemy w dziwnym kraju z dziwnym podejściem do życia i pewnie długo się to nie zmieni.

1 komentarz:

  1. jak dla mnie ultrasi to ludzie dla/ z klubu. tzw pikniki to ludzie przychodzący dla obecnej drużyny ażeby ją pooglądać, np Messiego albo innego Ronaldo.
    są oboje potrzebni. i jak się to mówi: są ludzie i parapety :))

    wsiego dobrego drago!

    OdpowiedzUsuń